MARYJA!

Marianna Kolbe

Marianna Kolbe


* 25 II 1870 − † 17 III 1946

Dzieciństwo

Marianna Kolbe, z domu Dąbrowska, ur. 25 II 1870 r. Była ona czwartym dzieckiem małżonków Franciszka i Marii z Klinickich. Mieszkali na przedmieściu miejscowości Zduny i byli tkaczami.

Od dzieciństwa pracowała w warsztacie tkackim.

Była niską, drobną szatynką. Miała czarne włosy, gładko przyczesane, przedziałek po środku głowy, włosy splecione w warkocz, zakręcony w kok i spięty szpilkami.

Zawsze była uśmiechnięta i na wszystko odpowiadała z uśmiechem. Nigdy się nie denerwowała, zawsze była opanowaną.

Nosiła się zawsze na czarno, skromnie.

Marianna lubiła chodzić do kościoła. Do kościoła chodziła w czarnej chustce. Do tego miała czarną pelerynkę lub czarny żakiecik. Książkę dużą do nabożeństwa niosła w ręku. Torebek wtedy nie było. Sukienka była szeroka, kieszeń była wszyta z boku i tam niewiasty miały chusteczkę do nosa i różaniec.

Uczestniczyła we wszystkich nabożeństwach majowych.

Codziennie odmawiała różaniec na klęczkach.

Wszyscy mieli w rodzinie różańce i szkaplerze Niepokalanego Poczęcia Najśw. Maryi Panny.

Brała udział w weselach, ale bawiła się w granicach przyzwoitości i umiaru.

Nieraz oświadczali jej się młodzieńcy, ale nie chciała wyjść za mąż.

Sama Marianna wspomina:

Gdym przychodziła do zrozumienia spraw duszy, ceniłam bardzo cnotę czystości. Ponieważ w Królestwie pod zaborem rosyjskim nie było klasztorów, nie miałam pojęcia o życiu w klasztorze, prosiłam tylko Pana Jezusa i Matkę Bożą, bym umarła pierwej, nim przyjdzie czas zamążpójścia, żebym mogła pocieszać się w niebie z tymi duszami czystymi, które chodzą za Barankiem i śpiewają pieśni im dozwolone... Ale choć o tę wielką łaskę prosiłam ze łzami, to jednak bałam się gwałtownie narzucać swej woli i oddawałam, że gdyby to musiało być, iż będę zmuszona pójść za mąż, to proszę koniecznie, abym dostała takiego męża, któryby nigdy nie zaklął, nie pił wódki i nie chodził do szynku na zabawy i byłam wysłuchana...

Małżeństwo

Juliusza Kolbe poznała przy kościele Wniebowzięcia NMP w Zduńskiej Woli. Był rzeczywiście odpowiedzią na jej modlitwy. Wyszła za mąż 5 X 1891 r.

Rok później przyszedł na świat ich pierwszy syn - Franciszek Kolbe, a następnie Rajmund.

W domu pp. Kolbów życie było wzorowe. Małżonkowie dochowywali sobie wierności małżeńskiej, kochali się i nie było kłótni. Codziennie byli na Mszy św. o godz. 8 w kościele parafialnym w Zduńskiej Woli.

Marianna sama wykonywała wszystkie domowe prace. Siostra jej Anna wyszła już za mąż. - Nieraz sam Juliusz dopomagał żonie przy zakupach.

Była kobietą nadzwyczaj miłą, miała niezwykle słodki wyraz twarzy i miłe obejście. Z nadzwyczajną zręcznością potrafiła prowadzić rozmowy o Bogu i Matce Najświętszej.

Po przeprowadzce do Łodzi urodził się Józef (imię zakonne Alfons), następnie w Pabianicach urodzili się: Walenty, który przeżył zaledwie roczek, i Antoni, który zmarł mając trzy latka.

Akuszerka

Kolbowie interesowali się książkami lekarskimi i czytali je. Zarówno w Łodzi, jak i Pabianicach Marianna zajmowała się akuszerstwem i sklepikiem. Co do tego pierwszego, nie miała wprawdzie dyplomu, ale wykonywała swój zawód za wiedzą i pozwoleniem lekarza, bezinteresownie. Przeważnie służyła biednym.

W zawodzie swym była kobietą wprost opatrznościową (...). Brano ją zwłaszcza tam, gdzie dzieci się nie chowały. Niejednej rodzinie wyprosiła swymi modlitwami błogosławieństwo Boże. Chore ubogie pielęgnowała zawsze za darmo. Nigdy nic nie wzięła (...). Miała ona zwyczaj zachęcać w takim wypadku do gorącej modlitwy do Matki Najświętszej. Następnie zalecała, aby rodzice mającego przyjść na świat dziecięcia, ofiarowali je do siódmego roku życia Matce Bożej Niepokalanej albo św. Franciszkowi z Asyżu, zależnie od tego czy urodzi się dziewczynka czy chłopiec. Dzieci takie do siódmego roku życia miały nosić specjalny strój. Dziewczynki chodziły w niebieskiej sukience z białą szarfą a chłopcy nosili brązowe habity.

Dwie korony

W Pabianicach Rajmund zwierzył się swojej matce z wizji dwóch koron, o czym Marianna opowiedziała dopiero po śmierci męczeńskiej syna.

Już przedtem wiedziałam z nadzwyczajnego zajścia z lat dziecinnych Ojca Maksymiliana, że umrze śmiercią męczeńską. Nie pamiętam czy to było już po pierwszej spowiedzi, czy też jeszcze wcześniej. Jednego razu coś mi się u niego nie podobało i powiedziałam mu: "Mundziu, nie wiem co z ciebie będzie". Potem już o tym nie myślałam, ale zauważyłam, że dziecko to zmieniło się do niepoznania. Mieliśmy taki ukryty ołtarzyk, do którego on często się wkradał i modlił się z płaczem... Byłam niespokojna czy czasem nie jest chory, więc pytam się go: "Co się z tobą dzieje?". Zaczęłam więc nalegać. "Mamusi musisz wszystko powiedzieć". Drżący ze wzruszenia i ze łzami mówi mi: "Jak Mama mi powiedziało «co to z ciebie będzie», to ja bardzo prosiłem Matkę Bożą, żeby mi powiedziała, co ze mnie będzie. I potem, gdy byłem w kościele, to znowu Ją prosiłem, wtedy Matka Boża pokazała mi się, trzymając dwie korony: jedną białą, a drugą czerwoną. Z miłością na mnie patrzała i spytała, czy chcę te korony. Biała znaczy, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chce... Wówczas Matka Boża mile na mnie spoglądnęła i znikła".

Kozieradka

Wysyłała też obrotnego Rajmunda do różnych sklepów, by jej pomagał w różnych sprawunkach. Tak też było pewnego dnia, gdy wysłała go do aptekarza, by przyniósł foenum graecum ("kozieradkę" - koniczynę grecką). Aptekarz p. Kotowski, usłyszawszy dobrze wymówioną po łacinie nazwę lekarstwa, szybko zorientował się, że ma przed sobą bardzo bystrego chłopca i kazał powiedzieć mamie, by przysyłała chłopca na bezpłatne korepetycje, by mógł zdać egzamin do szkoły i uczyć się razem z bratem. Sam Ojciec Maksymilian wspomina żartobliwą sytuację z tego okresu:

Przypomina sobie Mama jeszcze jak miałem zdawać egzaminy do handlówki? Mama powiedziała, że jeżeli je zdam, zostanie królową; a Tata mówił, że zostanie biskupem. Ja, przy Bożej pomocy przez Niepokalaną, je zdałem.

Zob. wzmiankę o tym: Handlówka - szkoła niezwykła - um.pabianice.pl, jak i w książce C. R. Fostera, Rycerz Maryi, Niepokalanów 2007, s. 32-34.

Ślub czystości

Po narodzinach ostatniego z synów Walentego, Marianna i Juliusz złożyli ślub czystości na rok - i tak ponawiali ten ślub przez 10 lat. Ze wspomnień Marianny wynika, że postanowienie to powzięli każde z osobna, nie narzucając sobie tego nawzajem.

Po wstąpieniu do franciszkanów najmłodszego Józefa, Marianna zdecydowała się - za zgodą męża - na wstąpienie do klasztoru. Okazało się, że mając już 37 lat, nie może być przyjęta do klasztoru, że może zostać tylko tercjarką, żyjącą przy klasztorze, załatwiając sprawy zewnętrzne zgromadzenia.

W 1910 r. znalazła przystań przy klasztorze sióstr benedyktynek we Lwowie. Tu, jako osoba świecka, przebywała do 1913 r. Jednak nie odnalazła się w tej duchowości. Ostatecznie jako tercjarka franciszkańska i rezydentka zamieszkała przy klasztorze sióstr felicjanek w Krakowie, na ul. Smoleńsk 6. Czuła się tam przyjęta, jak w rodzinie. Miała możliwość adoracji, ponieważ u sióstr była całodzienna adoracja. Napisała do najmłodszego syna Józefa: "Donoszę ci, że dzięki Bogu jestem tu bardzo szczęśliwa". Aż do swej śmierci żyła tam w sposób budujący dla otoczenia.

Załatwiała sprawy Zgrom[adzenia] naszego z wielkim poświęceniem, np.: opłaty światła, wody, kupowanie lekarstw, załatwianie telegramów, szybkiej poczty, pogrzeby sióstr i inne interesy, czym była wielce pomocna (...). Wieczorem późnym śpiewała cicho pieśni, a wstawała o godz. 4, aby mieć więcej czasu na modlitwę. Wszystkie wolne chwile spędzała na adoracji Najśw. Sakramentu. Umartwiona, nigdy niczego nie żądała, trzeba było dowiadywać się co jej brakować może. Bez tłumaczenia się zniosła niesłuszny zarzut służącej, gdyż prawda później się okazała. Ubóstwo praktykowała zakonne, biednych wspierała, gdy otrzymała pieniądze od s[iostry] przełożonej, zaraz dawała na Mszę św. W codziennej Komunii św. czerpała siłę do zniesienia ciosów, jak śmierć o. Alfonsa i męczeństwo Ojca Maksymiliana.

W dziele świętego syna

Przez wiele lat wspierała dzieła swojego syna Ojca Maksymiliana: Niepokalanów i Rycerstwo Niepokalanej, prenumerowała "Rycerza Niepokalanej". Odwiedzała swoich synów w Niepokalanowie.

Przepowiedziała, że padnie kiedyś na ulicy - i to się spełniło. Prawdopodobnie widziała św. Maksymiliana w konaniu, gdyż wówczas wypowiedziała jedyne słowa: "Synu mój!". Zmarła nagle w bramie przy ul. Straszewskiego, wracając od Kapucynów, 17 III 1946 r. Została pochowana, zgodnie z życzeniem, w czepku z welonikiem i w stroju tercjarki w starym grobowcu sióstr felicjanek na Cmentarzu Rakowickim.

Próba wydobycia trumny z jej szczątkami i umieszczenia jej w samodzielnej mogile w nowym grobowcu sióstr, nie powiodła się. Postanowiono jej kości wraz z innymi - zmieszanymi wskutek przepełnienia grobowca i w czasie poszukiwań - pozostawić tu na zawsze. Na grobowcu umieszczono dla niej metalową, skromną tablicę, wśród kilkudziesięciu innych z nazwiskami pochowanych tam zakonnic.

Oprac. Fundacja Niepokalanej / Archiwum Niepokalanowa

Źródła:

  • Archiwum Niepokalanowa.
  • Nasze miasto, nasz powiat. Związki Świętego Maksymiliana Kolbe i jego rodziny ze Zduńską Wolą, oprac. J. Chrzanowski, Zduńskowolskie Stowarzyszenie Oświatowe 2004.
  • Św. Maksymilian M. Kolbe, Pisma (część I i II), Niepokalanów [2007, 2008].
Juliusz Kolbe

* 29 V 1871 − † IX/X 1914

Franciszek Kolbe

* 25 VII 1892 − † 23 I 1945

ZWIĄZEK
MSZALNY

Każdy może zamówić intencję, która będzie dołączona do Związku Mszalnego, czyli Mszy zbiorowej sprawowanej przez 365 dni w Niepokalanowie.

ZAMÓW

PRZEKAŻ
DAROWIZNĘ

Niepokalanów pragnie kontynuować dzieło św. Maksymiliana. Każdy może wspomóc realizację tego zadania i misji.

WESPRZYJ

MOZAIKA
MĘCZENNIKÓW

Prosimy o finansową pomoc w realizacji tego dzieła.

PRZEKAŻ