Franciszek Kolbe
* 25 VII 1892 − † 23 I 1945
Franciszek Kolbe ur. się w Zduńskiej Woli 25 VII 1892 r., jako pierworodny syn Marianny i Juliusza. Rodzice mieli wielką nadzieję, że zostanie kapłanem, zakonnikiem. Franciszek uczęszczał do szkoły handlówki w Pabianicach. Po roku dołączył do niego jego młodszy brat Rajmund. Po naukach rekolekcyjnych, które prowadził franciszkanin o. Peregryn Haczela, obaj chłopcy poprosili o przyjęcie ich do gimnazjum prowadzonego przez franciszkanów we Lwowie. Finansowo wspomógł ich ks. Jakowski.
Przez lata gimnazjum chłopcy trzymali się razem. Gdy przyszedł czas wyboru drogi życiowej, zapragnęli wybrać raczej wojsko niż zakon, jednak w momencie krytycznym przyjechała do nich matka, która zakomunikowała im, że również młodszy ich brat chce pójść w ich ślady do... zakonu.
Tak o tym pisze św. Maksymilian:
Biedny Franuś... Nie mogę pojąć miłosierdzia Bożego nade mną... On pierwszy prosił o przyjęcie do Zakonu... Razem przyjęliśmy pierwszą Komunię św.; sakrament bierzmowania; razem w szkole; razem w nowicjacie; razem złożyliśmy profesję sympliczną...
Przed nowicjatem ja raczej nie miałem chęci prosić o habit i jego chciałem odwieść... I wtedy była ta pamiętna chwila, kiedy idąc do Ojca Prowincjała, aby oświadczyć, że ja i Franuś nie chcemy wstąpić do Zakonu, usłyszałem głos dzwonka - do rozmównicy. - Opatrzność Boża w nieskończonym miłosierdziu swoim przez Niepokalaną przysłała w tej tak krytycznej chwili Mamę do rozmównicy. - I tak potargał Pan Bóg wszystkie sieci diabelskie. - Już 9 lat prawie upłynęło od tej chwili; z trwogą i z wdzięcznością ku Niepokalanej, narzędziu miłosierdzia Bożego, myślę o tej chwili. - Co by się stało, gdyby Ona nie podała wtedy swej ręki...
On (Franuś) przykładem mnie pociągnął do tego portu zbawienia; ja chciałem wyjść i jego odwieść od nowicjatu... a teraz... Codziennie oddaję go w «Memento» Mszy św. Niepokalanej i ufam (jak i Mama), że prędzej czy później Ona wybłaga u miłosierdzia Bożego zmiłowanie.
W 1912 r. br. Maksymilian (Rajmund) został wysłany na studia wyższe do Rzymu. Jego starszy brat, w zakonie br. Walerian, uczył się w seminarium krakowskim, lecz w 1914 r. - gdy tylko wybuchła wojna - wstąpił do Legionów i pociągnął za sobą sześciu kleryków franciszkańskich. "Gdybym pozostał w Krakowie - wyznał w 1929 r. Ojciec Maksymilian - uczyniłbym z pewnością to samo, gdyż czułem pociąg do wojska". Najmłodszy z Kolbów, Józef, noszący zakonne imię Alfons, przebywał w czasie wojny we Lwowie i w listopadzie 1918 r. miał wielką ochotę przyłączyć się do obrońców miasta.
Franciszek chlubił się z bycia legionistą i bardzo mocno wierzył w przyszłą niepodległość Polski. Niestety, rana w nodze uniemożliwiły mu dalszą walkę o niepodległą Ojczyznę. Przebywał na początku na Węgrzech, następnie w Krakowie, gdzie go odwiedzała matka. Zachował jednak szczytne miano legionisty i żołnierza. W 1934 r. Franciszek został odznaczony Krzyżem Niepodległości za zasługi w walkach podczas I wojny światowej.
Z listów jego wynika, że był człowiekiem bardzo pogodnym, traktującym życie na wesoło, lubiącym żartować ze wszystkiego:
Szamosujvar [Węgry], 26 IV 1915
Najdroższy Maksymilianku!
Co jest? Jak to? Więc list mój nie doszedł? A był wielki, ważny, o legionach, naszych dziejach, a pisany i do wszystkich razem i do [czter]ech Was osobno, którzyście do mnie draba legionowego pisali. Ach, bo mnie wściekłość weźmie! Jaj!! Napisz w tej chwili, a właściwie po tej chwili, gdy kartkę otrzymasz, czy już dopełzał mój list (bo nie chce mi się wierzyć, żeby takiej powagi jak ja listy ginęły!!), jeśli zaś nie doszedł, z wielkim impetem rozłożę Wasze listy i na nowo będę odpowiadał na pytania i niepytania, wykrzykniki i kropki. Rety!!
Szkoda, żem nie w linii obecnie, lecz w szpitalu, bo całą moją złość byłbym wywarł na... wszach, które ogromnie nas kochają i dostąpiły już zaszczytatu (!) z naszej strony: zwiemy je "Legionistkami". Ha! ha! ha! Ale o tem później.
Mściwy jestem ogromnie, tak że nawet na takich słabych stworzeniach bym się mścił. Ale nieestetyczny człowiek ze mnie! Prawda?? (...)
Całuję cię w gębę po [trzy] razy na minutę
Twój Franek Legionista
W tym okresie Franciszek napisał kilka listów do rodziny – młodszych braci w zakonie i rodziców. Nie miał pojęcia o zaginięciu ojca. Naiwnie - może za namową św. Maksymiliana i matki - liczył na powrót do zakonu. Próbował wybadać listem pod innym nazwiskiem nastawienie Ojca Prowincjała do siebie, czy byłby możliwy powrót do zakonu. Upewniony o nieprzychylnym nastawieniu władz zakonnych do siebie i jego sytuacji, postanowił pozostać w świecie. Odczytał w tym wolę Bożą, o czym poinformował swojego młodszego brata Alfonsa Józefa:
Muszę koniecznie przygotować się do zdania matury, bo już prawie na pewno nie będę mógł wracać, jestem bowiem niewyleczalnym. A na świecie matura konieczna! Gdybym został na świecie, na co się już z konieczności godzę, staram się o jaką posadę, a o ile się da żyjąc na wsi w cichem ustroniu, ożenię się, bo taki mam nakaz na spowiedzi i koniec. Bardzo się tem martwisz? Cio?? Nie martw się. Kończąc całuję cię w oba «pysia»
Twój brat
Niusiek (alias Franek)
Ostatecznie Franciszek ożenił się z Ireną Triebling 18 czerwca 1917 r. w Nowym Sączu. Rok później, 26 sierpnia 1918 r., przyszła na świat Angelika Alfreda (podczas okupacji zmieniono jej imię na Aniela), ich jedyne dziecko. Franciszek zabrał się do pracy, aby utrzymać rodzinę. U najbliższych nie miał zrozumienia. Dla nich był tym, który opuścił zakon. Potrzeba było czasu, aby bracia i matka oswoili się z nową sytuacją. W listach wyczuwa się napięcie:
...myślałem, że gniewasz się, lub nie wolno Ci rypać listy do Twego brata, bo wysłaliśmy wspólną kartkę z Lublina, a przedtem zawiadomienie ślubne i na to wszystko, nie było od Ciebie odpowiedzi. A to bestja kartka zginęła!...
Czy Mamusia pokazała Ci naszą ślubną fotografię? Bo szkoda by było, gdybyś nie poznał choć z fotografii mojej Żonki. Istny Anioł z niej!...
Na początku Franciszek i Irena zamieszkali w tej samej kamienicy, co teściowie, w Nowym Sączu. Marianna Kolbe, odwiedzając młodych, tak napisała:
Byłam u nich, by zbadać ich ducha, lecz smutne na mnie zrobiło wrażenie, bo Franuś stał się niewolnikiem wielu niegodziwości (...). A Irenka całkiem światowa. Rodzice jej dobrzy są z natury, ale praktyk katolickich nie znają... O! jakże mi go serdecznie i okropnie żal... Może brak mojej dobrej modlitwy był przyczyną jego niewierności Bogu.
Rzeczywiście, ich życie nie jest zbyt religijne od strony urzędowej, skoro ich jedyna córka przyjęła chrzest dopiero 21 X 1940 r. jako dorosła osoba.
Niedługi czas mieszkali w Lublinie, następnie w Krzczonowie. Tam przyszła na świat ich córka Angelika Alfreda. Dłużej mieszkali w Kraśniku. Franciszek był tam nauczycielem. Trudnił się też grą na organach w kościele. Z listu z 10 X 1921 r. wynika, że na świat przyszła również druga córka: "Najpierw zleciała do nas nowa córka, która dziś ma już przeszło 4 tygodnie, a więc mamy je teraz dwie, dużą i małą". Niestety, brak jest jakichkolwiek wiadomości na temat drugiego dziecka, ani imienia ani jakichkolwiek innych wiadomości. Prawdopodobnie dziecko zmarło. Brak jest informacji również o tej tragedii. Irena była często chora, zmęczona i bywała dość dokuczliwa. W Kraśniku odwiedziła ich Marianna Kolbe, sceptycznie obserwując wszystko, jednak wspierała młodą rodzinę finansowo i materialnie. Przebywała u nich tydzień. W kolejnych latach Franciszek wikłał się w różne interesy, często zaciągał długi, o których spłacenie prosił braci. Przebywał następnie w Koziej Górze, Łunińcu i Grodnie. Życie rodzinne, małżeńskie stało się dla niego nie do zniesienia. Napisał wprost do Ojca Maksymiliana: "W ogóle życie byłoby pod psem (rodzinne) gdyby nie wiara". Rozważał od jakiegoś czasu, za radą jednego z proboszczów, czasową separację, by odesłać Irenę do rodziców do Nowego Sącza. I chyba do tego doszło, ponieważ w 1930 r. Irena napisała do Ojca Maksymiliana: "Proszę bardzo, o powiadomienie mię, gdzie obecnie znajduje się mój mąż, a Twój O[jcze] Maksymilianie brat, Franciszek Kolbe. - Już minęło w listopadzie 3 lata – jak odjechał w świat! – Musisz wiedzieć o nim – proszę nie taić – lecz szczerą prawdę mi napisać. - Może umarł – proszę mi donieść, gdzie i kiedy. – Wiadomość ta, jest mi konieczną!! – Z poważaniem – Irena Kolbe".
"Odnalazł się" po kilku latach w Grodnie jako intendent w Szpitalu Miejskim. Pod koniec grudnia w 1938 r. Ojciec Maksymilian napisał do matki, że Franusia odnalazł teść. Do końca nie był przekonany o nawróceniu brata, który prowadził świeckie życie - palił, przeklinał i opowiadał dwuznaczne kawały – te nawyki zaciągnął z wojska. Przez większość swojego życia Ojciec Maksymilian modlił się za swojego brata, pisywał do niego dość szczerze. "Franusiowi odpisałem nie obszernie, bo i nie miałem co i kiedy obszerniej się rozpisywać. Co go tak uraziło? Zapewne wzmianka, że nie jestem jeszcze przekonany o jego odrodzeniu duchowym, co w liście swym twierdził. I teraz po tej wzmiance o tej sprawie w liście do Mamy też trudno zmienić zdanie o nim. Niech Niepokalana łaską swą go przemieni".
Wydaje się, że rodzina Franciszka zeszła się podczas wojny. Na początku II wojny światowej, gdy bolszewicy wkroczyli do Grodna, Franciszek uciekł z Grodna, zostawiając tam swoją żonę i dorosłą już córkę. Po długiej tułaczce dotarł do Zduńskiej Woli. Ostatecznie, po modlitwach córki i wielu staraniach, cała rodzina była w komplecie dopiero 27 IX 1941 r.
W czasie II wojny światowej ks. Mado umożliwił Franciszkowi grę na organach, zanim zduńskowolska świątynia została przez Niemców zamknięta. W dniach 19/20 IX 1939 r. jako ochotnik brał udział w obronie Grodna przed wkraczającymi oddziałami Armii Czerwonej. Stamtąd, wprost cudem udało mu się zbiec. Przedarł się przez linię sowiecko-niemiecką i po kilku miesiącach udało mu się dotrzeć do Zduńskiej Woli - około grudnia. Zamieszkał u swojej siostry ciotecznej Franciszki Kieszniewskiej z d. Langer, przy ul. Kilińskiego 20 m. 5 (wtedy Andreas Hoferstrasse 24) do 15 XII 1941 r. Niemieckie dokumenty wskazują, że wprowadził się tu 28 V 1940 r.
Franciszek Kolbe, pseudonim "Mrówka", był bardzo aktywnym działaczem podziemia antyhitlerowskiego - żołnierzem ZWZ-AK na terenie Zduńskiej Woli, gdzie m.in. kierował zorganizowaną przez niego akcją charytatywną, tzw. "pomoc zimowa", niosąc wsparcie materialne ofiarom terroru hitlerowskiego. Pracował wtedy w "Wetagu", był pracownikiem rachuby (z Leonem Michalakiem).
Działał również z ks. Janem Mado w Zduńskiej Woli w grupie o charakterze samoobrony społeczno-ekonomicznej, o aspekcie samopomocowym. Ten nurt działalności konspiracyjnej zapoczątkowała tu pielęgniarka Stefania Kamińska. Później Franciszek po niej został kierownikiem tego nurtu działalności konspiracyjnej komórki samopomocy pozostającej pod wpływem AK. Franciszek wraz z J. Kieszniewskim przygotowywali powielacz do pracy, lecz z powodu braku niektórych części nie udało im się go uruchomić. Grupa F. Kolbego organizowała też pomoc lekarską i dostarczanie niedostępnych leków dla Polaków i Żydów. Ze względu na realia wojenne pomoc świadczona przez grupy samopomocy nie mogła być duża.
W tym okresie doszła do niego wiadomość o śmierci jego brata Maksymiliana Rajmunda Kolbego. Mimo własnego bólu, pocieszał matkę:
"Dlaczego Matka Boleściwa? Czyż Bóg nie rządzi? Czyż nie jego wolą było to, co się stało? Czyż Bóg boleść trwałą swoim stworzeńkom czyni? A może miłość własna nasza nie chce godzić się z Przeznaczeniem Bożym? Do czego dążył Mundzio-Maksymilian? Czyż nie do męczeństwa. Czyż celu marzeń nie osiągnął? Czyż mamy cierpieć, że Bóg wysłuchał Mundzia modlitw? Czyż mając świętego Męczennika w niebie, powinno się być «bolesną» czy «szczęśliwą»? Mamo, pomyśl, wzniósłszy się ponad naszą słabość, co się egoizmem zwie! Mamo, wiem, że to boli, lecz on jest najszczęśliwszym z nas z całej rodziny. Czyż mamy boleść nosić w sercach, że Mundziu dostąpił szczytu marzeń świętych? Jesteś «Matką Szczęśliwą». Prawda? On, Mundziu, uczynił Cię tą, kim Cię określiłem. Da Bóg i ja Cię o boleść nie przyprawię, bo wojna nie na próżno nas biczuje: cel - zmiana dusz, uwolnienie od słabości przedwojennych"!!!
Franciszek został aresztowany przez gestapo 19 I 1943 r., wieczorem, gdy wracał z córką do domu. Nastąpiło to w wyniku największej wsypy w Obwodzie Sieradzkim ZWZ-AK, pod koniec grudnia 1942 r.
Jeszcze w nocy z 21/22 stycznia aresztowano 17-letniego wówczas Jana Kieszniewskiego pseudonim "Włodzimierz" (syna Franciszki) za współpracę z wujem Franciszkiem Kolbem, i wspomnianego Leona Michalaka. Wszyscy wtedy aresztowani przebywali w więzieniu policyjnym w Łodzi przy ul. Sterlinga. Franciszek Kolbe i Jan Kieszniewski zostali wysłani jednym transportem do KL Auschwitz. Przybyli tam 3 VII 1943 r. i otrzymali następujące numery obozowe: J. Kieszniewski nr 127599, F. Kolbe nr 127600.
W listopadzie Franciszek został przeniesiony do obozu w Buchenwald i otrzymał nr obozowy 34470. Od lipca 1944 r. przebywał w kolejnym obozie w Sangerhausen. Ostatnia kartka, która się zachowała z tego okresu, nosi datę 6 XI 1944 r., była zaadresowana do córki Anieli. Wszystkie kartki musiały być pisane po niemiecku, przechodziły cenzurę. Nie dziwi więc, że Franciszek zawsze pisał, że jest zdrowy i czuje się dobrze. Zwykle dotyczyły próśb o jedzenie lub przydatne przedmioty: tłuszcz, witaminy i inne. Aniela starała się ojcu tak pomóc, jak mogła.
Najbardziej doskwierała Franciszkowi tęsknota za rodziną, za bliskimi. Od listopada przebywał w obozie koncentracyjnym Mittelbau-Dora. Był to obóz, w którym więźniowie wykorzystywani byli do pracy w fabryce wojskowej pod ziemią. Pod koniec 1944 r. Niemcy mogli już zacząć produkcję rakiet V1 i V2. Wtedy nastąpiła wymiana więźniów i doszli nowi z Buchenwaldu. W tym okresie były też organizowane tzw. marsze śmierci. Nie ma niestety wiadomości, co spotkało Franciszka Kolbego. Jak dostał się do Mittelbau? Z tego okresu nie ma też żadnej korespondencji. Zmarł 23 I 1945 r. o godz. 8, nie doczekawszy końca wojny. Przyczyną śmierci było (według dokumentów niemieckich) zapalenie jelit.
Inne źródła podają, że został zamordowany z grupą więźniów pracujących w fabryce produkcji rakiet V1 i V2, podejrzanych o sabotaż. Istotnie, data śmierci zbiega się z datą stracenia więźniów.
Oprac. Fundacja Niepokalanej / Archiwum Niepokalanowa
Źródła:
- Archiwum Niepokalanowa.
- Nasze miasto, nasz powiat. Związki Świętego Maksymiliana Kolbe i jego rodziny ze Zduńską Wolą, oprac. J. Chrzanowski, Zduńskowolskie Stowarzyszenie Oświatowe 2004.
- Św. Maksymilian M. Kolbe, Pisma (część I i II), Niepokalanów [2007, 2008].
Juliusz Kolbe
* 29 V 1871 − † IX/X 1914
Marianna Kolbe
* 25 II 1870 − † 17 III 1946