Kłamstwo o antysemityzmie
Patrząc na życie i poglądy św. Maksymliliana Kolbego, trzeba powiedzieć za św. Janem Pawłem II, że Ojciec Kolbe to Męczennik Miłości i w stosunku do Żydów trzeba go nazwać FILOSEMITĄ. Kochał ich do tego stopnia, że chciał, aby oni wszyscy zostali zbawieni i przebywali z nim w niebie przez całą wieczność. I raczej wszystkich, którzy zaprzecają i sprzeciwiają się temu, czego pragnął Ojciec Maksymilian i co pragnął osiągnąć przez Rycerstwo Niepokalanej przez siebie założone, należy nazwać wrogami i nieprzyjaciółmi Żydów...
Kochał wszystkich i do serca chciał, przygarnąć cały świat.
Ojciec Kolbe błękit zniżał ponad mrokiem naszych lat.
Ojciec Kolbe, Ojciec Kolbe błękit w mroku naszych lat.
Słów płomieniem, żarem Ducha, trudem pracy, myśli, rąk
Ojciec Kolbe dobroć, pokój gwiazd zasiewem rzucał w krąg.
Ojciec Kolbe, Ojciec Kolbe dobroć gwiezdną rzucał w krąg.
Kochał wszystkich najserdeczniej, służył jak rodzony brat.
Niósł słoneczność, uśmiech zniżał w zadeszczony smutkiem świat.
Ojciec Kolbe, Ojciec Kolbe niósł Jezusa w szary świat.
Każdą chwilą hymnu dni swych perły miłowania siał,
aż ofiarę z piękna życia za człowieka z siebie dał.
Ojciec Kolbe, Ojciec Kolbe życie swe za ludzkość dał.
Co jakieś czas powtarzane jest oskarżanie Ojca Maksymiliana o antysemityzm. Zjawisko takiego oczerniania Świętego zaczyna się już po kanonizacji, a nie wcześniej. W opublikowanym w dniu 30 czerwca 1982 r. w "St. Louis Jewish Light" artykule pod tytułem Oskarżenia i prawda poruszony został problem "Protokołów Mędrców Syjonu", do których miałby się odwoływać Maksymilian Kolbe przy uzasadnianiu twierdzeń o "światowym spisku". W rzeczywistości w jego pismach dokument ten wspominany jest zaledwie dwukrotnie. Dzisiaj patrzymy na książkę "Protokoły Mędrców Syjonu" z perspektywy kilkudziesięciu lat, ale - jak pisał Jędrzej Giertych - bez względu na to, co o niej myślimy, "nie można uważać za podstawę do krytyki, czy potępienia kogoś za to, że na nim ta książka zrobiła wrażenie w r. 1924 i 1926 [...]. Ojciec Kolbe nie mógł wiedzieć, jakie opinie o tej książce będą ogłoszone po jego śmierci".
Sygnowany nazwiskami dyrektora "St. Louis Center for Holocaust Studies" Warrena Greena i profesora Daniela L. Schlafly’ego jr z Uniwersytetu Saint Louis w USA artykuł Oskarżenia i prawda nie jest głosem odosobnionym. W związku z kanonizacją Ojca Maksymiliana pojawił się w stosunku do niego szereg oskarżeń o antysemityzm. W oświadczeniu zamieszczonym w "St. Louis Review" podtrzymywano, że "oskarżenia, iż Ojciec Kolbe był związany «wściekłym rasistowskim antysemityzmem» są fałszywe".
André Frossard słusznie zauważa: "Nie można osądzać wstecz Ojca Kolbego na podstawie dowodów, jakich dostarczyła później nienawiść. Niskiego, podłego uczucia antysemityzmu - zostało to dowodnie wykazane - nie znał najdrobniejszy atom jego osoby. Żyd był jego bliźnim, chciałby, żeby stał się mu jeszcze bliższy, to wszystko. Nigdy, ale to nigdy, nie uchybił miłości". Nie bez kozery więc Jędrzej Giertych akcentował z naciskiem: "Chcę podkreślić to, że Ojciec Kolbe z pewnością nie był wrogiem Żydów, a już w szczególności «rasowym» (rasistowskim), czy «zoologicznym» antysemitą. Widział on w Żydach dusze stworzone przez Boga, za które się modlił i którym chciał przyjść z pomocą, gdy były w potrzebie".
Antysemityzm to - jak czytamy w Encyklopedii Katolickiej - "uprzedzenie, nietolerancja, wrogość lub nienawiść w stosunku do ludzi narodowości lub pochodzenia żydowskiego". Jest to określenie zgodne z ogólnie przyjętymi definicjami. Jak więc miał się do tego rzeczywisty stosunek Maksymiliana Kolbego do Żydów? W liście z Nagasaki do o. Mariana Wójcika z 15 lipca 1935 r. czytamy m.in.: "Mówiąc o Żydach bardzo bym uważał na to, żeby czasem nie wzbudzić, albo nie pogłębić nienawiści do nich w czytelnikach i tak już nastrojonych do nich czasem nawet wrogo. Na ogół więcej bym się starał o rozwój polskiego handlu i przemysłu niż piętnował Żydów. Oczywiście zdarzają się i wypadki złej woli z ich strony, kiedy to trzeba będzie wystąpić energiczniej, nie zapominając jednak o tym, że naszym pierwszorzędnym celem jest zawsze nawrócenie i uświęcenie dusz, czyli zdobycie ich dla Niepokalanej, miłość ku wszelkim duszom, nawet Żydów i masonów i heretyków itp."
Niewiedza czy świadome zakłamywanie historii?
Współcześnie niektóre środowiska, prawdopodobnie przepojone określona ideologią, "z uporem maniaka" oskarżają Świętego z Niepokalanowa o antysemityzm. Jest to okrutne oszczerstwo i świadczy albo o nieznajomości historii, albo o świadomym jej zakłamywaniu.
Nawet jeżeli spojrzy się jednostronnie i wycinkowo na naród żydowski, tylko z perspektywy holokaustu i II wojny światowej, to i tak w tym tendencyjnym spojrzeniu postać św. Maksymiliana jawi się jako osoby, który kocha człowieka, a potępia grzech i zło w człowieku. Najbardziej wymownym dowodem na to, że Święty kierował się miłością do każdego bliźniego, jest jego stosunek do Żydów podczas II wojny światowej.
Założyciel Niepokalanowa był "dzieckiem swoich czasów o wielkim duchu misyjnym" - czasów przed Soborem Watykańskim II, w których misyjność była jednoznacznie rozumiana jako nawracanie wszystkich na katolicyzm. Nie można zatem mówić o antysemityzmie tylko dlatego, że Święty pragnął ich nawrócenia, bo ta troska przyświecała wówczas każdemu wiernemu katolikowi, jak również współcześnie powinna być ich docelowym pragnieniem.
Ojciec Maksymilian pragnął nawrócenia i zbawienia wszystkich - jak czytamy w Doplomiku MI: "Starać się o nawrócenie grzeszników, heretyków, schizmatyków, itd., a najbardziej masonów, i o uświęcenie wszystkich pod opieką i za pośrednictwem Niepokalanej". W realizacji podjętej misji nie kierował się uprzedzeniami rasowymi, jak to niektórzy sobie wyobrażają, nie będąc w stanie w swym myśleniu wyjść poza wizję marksistowskiej walki klas i darwinowskiej rywalizacji ras o przetrwanie, sądząc, że wszyscy tak postępują i przypisując to także św. Maksymilianowi. Nie, Święty miał katolicką wizję człowieka, wizję całej ludzkości - bez podziału na rasy czy narody - zniszczonej przez grzech, zniewolonej złem, znajdującej się pod panowaniem szatana, stąd potrzebującej Odkupiciela, który ich wyrwie z szatańskiej niewoli i da jej "trwałe szczęście w niebie".
Rycerstwo Niepokalanej, które Święty założył w 1917 r., nie było faszystowską czy militarną organizacją, ale na wskroś katolickim i duchowym pobożnym związkiem, którego celem było nawracanie nie przy użyciu siły, ale przez modlitwę, umartwienie, przykład chrześcijańskiego życia, rozmowy i inne godziwe środki, którymi m.in. były szczególnie zalecane rozdawanie Cudownego Medalika, a później prasa drukowana - "Rycerz Niepokalanej" czy "Mały Dziennik".
Dlatego też niektóre środowiska (określane jako "współcześni badacze literatury i publicyści") za wszelką cenę - w tym za cenę prawdy - chcąc utrzymać tą kłamliwą narrację o św. Maksymilianie, usiłują podtrzymywać fałszywy obraz "Rycerza Niepokalanej" jako "zawierający treści otwarcie antysemickie" (zob. Wikipedia / Rycerz_Niepokalanej / Kontrowersje).
Powołują się w tym przeważnie na opracowanie A. Juszczak, Obraz Żyda na łamach "Rycerza Niepokalanej", 1922-1939 (w: "Studia Żydowskie. Almanach" 5/2015), w którym autorka skrzętnie manipuluje cytatami z pisma dla potwierdzenia z góry założonej tezy. Przykro, że ta zamojska uczelnia na łamach swojego "naukowego rocznika" przepuściła tak tendencyjny artykuł. Bo jak zrozumieć logikę autorki, powołującej się na zamieszczony w RN cytat z wypowiedzi kard. A. Sapiehy dot. problemu żydowskiego, aby uzasadnić, że RN potęgował "wysoką niechęć (wrogość) wobec... przede wszystkim Żydów", pomijając z tego cytatu wyraźne wezwania Prymasa Polski do miłości względem każdego Żyda jako człowieka i bliźniego, jak też stanowczego ostrzeżenia przed postawą antyżydowską jako niezgodną z etyką katolicką (zob. RN 5/1936)?
Niestety, na tych błędnych i tendencyjnych stwierdzeniach opiera się wiele źródeł.
Podobne zarzuty kieruje się w stroną codziennej gazety "Mały Dziennik" (MD), wydawanej przez Niepokalanów. Zauważmy jednak, że "Mały Dziennik" odrzucał artykuły o treści niezgodnych z etyką katolicką, jak to było w przypadku tekstów ks. prał. Juliana Unszlichta, który - według o. Anzelma Kubita - "jest takim antysemitą aż do szowinizmu, że MD nie może pójść po jego linii i stąd nie wszystkie jego prace dostają się na łamy MD".
Pierwszy numer MD ukazał się w maju 1935 r. Po analizie pierwszych numerów, Ojciec Maksymilian 12 lipca 1935 r., napisał z Japonii do o. Mariana Wójcika - redaktora naczelnego MD, aby wszystkie artykuły zaczerpnięte z polskich dzienników były zgodne z ideałem Rycerstwa Niepokalanej.
Trzeba wymagać, aby redaktorzy współpracujący rzeczywiście pisali w duchu MI, czyli o podboju świata dla Niepokalanej, o zbawieniu i uświęceniu dusz przez Niepokalaną, a także unikali niepotrzebnej negatywnej krytyki osób, partii lub innych narodów. [...] Mówiąc o Żydach, bardzo uważałbym, aby nie wzbudzić i nie pogłębić w czytelnikach nienawiści do nich w czytelnikach i tak już nastrojonych do nich czasem nawet wrogo. Na ogół więcej bym się starał o rozwój polskiego handlu i przemysłu, niż piętnował Żydów. Oczywiście zdarzą się i wypadki złej woli z ich strony, kiedy to trzeba będzie wystąpić energiczniej, nie zapominając jednak nigdy o tym, że naszym pierwszorzędnym celem jest zawsze nawrócenie i uświęcenie dusz, czyli zdobycie ich dla Niepokalanej, miłość ku wszelkim duszom, nawet Żydów i masonów, i heretyków itp.
Żydzi w Niepokalanowie
Ojciec Maksymilian jest również jedną z ofiar nazizmu. 1 września 1939 r. niemiecka inwazja na Polskę uśpiła działalności Ojca Maksymiliana, jednak nie jego ducha. Większość franciszkanów z Niepokalanowa musiała się ewakuować, pozostała tylko niewielka grupa 38 zakonników z Ojcem Kolbem. Zostali oni aresztowani 19 września 1939 r. i przebywali w trzech różnych niemieckich obozach tymczasowych w Lamsdorf, następnie w Amtitz i w Ostrzeszwie, skąd zostali zwolnieni 8 grudnia, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najśw. Maryi Panny. Po powrocie do Niepokalanowa Ojciec Kobe zastał swoje dzieło ograbione i w opłakanym stanie. Okazało się jednak, że powróciło do niego także kilku braci.
Od 12 grudnia 1939 r. do 20 lutego 1940 r. Niepokalanów był wykorzystywany przez Niemców jako tymczasowy obóz internowania. W tym okresie przez Niepokalanów przeszło ponad 3500 Polaków, przymusowo wysiedlonych ze swoich domów, głownie z poznańskiego. Wśród tych osób prawie połowa to byli Polscy Żydzi, a było ich ponad 1500. Założyciel Niepokalanowa powiedział wówczas swoim współbraciom, aby zaopiekowali się nimi najlepiej jak potrafią:
"Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby pomóc tym nieszczęśnikom oderwanym od rodzin i pozbawionym wszelkich środków do życia. To jest nasza misja: pracować na rzecz dobra dusz dla Matki Niepokalanej".
Pierwszą rzeczą było zapewnienie dachu nad głową dla tak wielkiej liczby osób. Zakonnicy więc zamieszkali w jednym budynku, oddając inne do dyspozycji uchodźcom. W jednym z domów, w tzw. bieliźniarni, zamieszkali Żydzi. Za każdy z domów był odpowiedzialny jeden z braci, aby łatwiej koordynować zaspokajanie wszelkich potrzeb przybyłych gości.
Niełatwo było wyżywić tak wielką liczbę osób, która nagle znalazła się w Niepokalanowie. Ojciec Maksymilian prosił braci, aby udostępnili wszystkie zapasy żywności oraz udali się na kwestę do okolicznych gospodarzy. Starał się także o to, aby w tym trudnym czasie podnosić na duchu dobrym słowem.
Na święta Bożego Narodzenia Ojciec Kolbe zorganizował wigilię dla chrześcijan z prezentami dla każdej rodziny. Podobne spotkania z rodzinami żydowskimi zorganizował z racji Nowego Roku, podczas którego rozdawał dzieciom słodycze. O. Florian M. Koziura tak wspomina te dni:
"Wszystkich przybyszów, nie wyłączając Żydów, traktowaliśmy równą pieczołowitością; interesowaliśmy się każdą drobnostką, by według naszej możności uprzyjemnić biedakom pobyt w Niepokalanowie. Kazaliśmy nawet porozbierać wszystkie szopy drewniane, aby w porze grudniowej ogrzać wyziębione sale. Znikły więc wszystkie szopy i szopki, a nawet materiał przeznaczony na budowę kościoła".
W innym świadectwie czytamy: "Przełożony odwiedzał codziennie biednych poznaniaków i wystraszonych Żydów; pocieszał każdego jak mógł, a głównie płaczące dzieci. Żydów odwiedzał w każdej sali, zbliżając się do nich z przyjacielskim nastawieniem i z braterską pociechą. Żydzi zrazu okazywali pewną nieśmiałość, ale po kilku dniach coraz śmielej do zakonników się zbliżali i wyrażali wdzięczność za tak czułą opiekę, zaznaczając, że nie robimy różnicy między nimi a Polakami. Pewnego dnia podeszła do Ojca Maksymiliana pewna Żydówka i pokazała znaczną ilość cudownych medalików, powiedziała przy tym, że te święte rzeczy znalazła rozsypane w kącie pod słomą, zebrała je do szmatki i teraz je oddała. Biedni Żydzi czuli się bardzo przygnębieni taką tułaczka, jaką przeżywali pośród zakonników. Byli tym jednak zaskoczeni, że zakonnicy obdarzają ich taką ciepłotą serca i otaczają równą opieką, jak wysiedlonych Polaków".
Intencja mszalna od Żydów
Ciekawe jest świadectwo (świadectwo br. Łukasza Kuźby z 1 listopada 1963 r. / Archiwum Niepokalanowa) dotyczące wyjazdu Żydów z Niepokalanowa. Z tej racji do br. Łukasza Kuźby - opiekuna domu, w którym mieszkali Żydzi, przyszła delegacja żydowska, by poprosić o spotkanie z "księdzem przeorem". Następnego dnia pani Zając w imieniu Żydów tak powiedziała do ojca Maksymiliana:
"Było nam tutaj dobrze, bo doznaliśmy dużo serca od mieszkańców klasztoru. Zawsze czuliśmy, ze ktoś bliski jest z nami. W Niepokalanowie byliśmy otoczeni dobrocią. I właśnie za tę dobroć, w imieniu wszystkich tutejszych Żydów, pragniemy dzisiaj złożyć Księdzu Maksymilianowi i wszystkim jego zakonnikom szczególne gorące podziękowanie. Jednak nasze słowa nie są zdolne wyrazić co chciałoby nasze serce. Dlatego też prosimy o odprawienie Mszy świętej na podziękowanie Panu Bogu za opiekę nad nami i opiekę nad Niepokalanowem".
Jako ofiarę Żydzi złożyli na ręce ojca Maksymiliana datek w wysokości 40 zł, które zebrali. W dniu wyjazdu niektórzy Żydzi poprosili o zabranie ze sobą - oprócz zapasu żywności, który otrzymali od zakonników - także zapas węgla i drewna. Mimo że sami franciszkanie nie mieli zbyt dużych, hojnie się z nimi podzielili.
W dniu wyjazdu ponownie przybyła liczna delegacja Żydów, aby podziękować br. Łukaszowi i franciszkanom, i zobowiązali się, że jeśli przeżyją wojnę to o okazanej życzliwości od franciszkanów będą mówić głośno w prasie, również tej zagranicznej.
Takie są fakty i historyczna prawda o pełnego miłości stosunku św. Maksymiliana do Żydów i do każdego człowieka, której swoim przykładem i słowem uczył niepokalanowian i niech będzie wzorem tej miłości dla każdego z nas.
Oprac. Teresa M. Michałek, FN / red.
Fot. Archiwum Niepokalanowa, Depositphotos
Sigmund Gorson (1925-1994) - ocalały z Auschwitz Żyd, nazwał Ojca Kolbego przyjacielem i widział w nim bohtera, wspomina:
Pochodziłem z pięknego domu, gdzie miłość była kluczowym słowem. Moi rodzice byli dobrze sytuowani i wykształceni. Ale moje trzy siostry, bardzo ładne, moja mama, która była adwokatem, absolwentką uniwersytetu w Paryżu, mój ojciec i moi dziadkowie - wszyscy zmarli [w Auschwitz]: jedynie ja przeżyłem. Być dzieckiem wychowanym w tak cudownym środowisku i znaleźć się potem nagle zupełnie sam, w wieku trzynastu lat, w piekle Auschwitz, wywołuje taki skutek, że inni nie są w stanie tego właściwie zrozumieć. Wielu z nas, chłopców, utraciło nadzieję [...] rzucało się na druty wysokiego napięcia. Ja szukałem zawsze kogoś, kto miałby jakiś związek z moimi zamordowanymi rodzicami, jakiegoś przyjaciela mojego ojca, jakiegoś sąsiada lub kogokolwiek w całym tym tłumie ludzi, kto by ich znał. To dlatego, bym nie czuł się samotnym. [...] Kolbe mnie spotkał i rozmawiał ze mną. Był dla mnie jak anioł, i jak matka bierze swe pisklęta pod skrzydła, tak on mnie wziął w ramiona. Ocierał zawsze moje łzy. Od tego momentu wierzę o wiele bardziej w Boga, ponieważ od czasu, kiedy zmarli moi rodzice, pytałem siebie nieustannie: "Gdzie jest Bóg?" I straciłem wiarę. Kolbe mi ją przywrócił! On wiedział, że byłem Żydem, lecz to nie stanowiło różnicy. Jego serce nie czyniło rozróżnienia między osobami i nie miało dla niego znaczenia to, czy są żydami, katolikami lub z jeszcze innych religii: on kochał wszystkich i dawał miłość, nic innego jak miłość [...]. Teraz jest łatwo być uprzejmym, dobroczynnym, pokornym, dopóki panuje pokój i jest dostatek. Lecz mogę powiedzieć, że być takim jak Ojciec Kolbe, w tym czasie i w tym miejscu, to przekracza wszystko, co słowa mogą wyrazić. [...] Nie tylko kochałem bardzo mocno Maksymiliana Kolbego, kiedy byłem w Auschwitz, gdzie on okazał się moim przyjacielem, lecz kocham go także teraz i będę go kochał aż do ostatniej chwili mojego życia.
Często karmiono ich, gdy przychodzili do furty klasztornej. "Było to przy końcu lipca 1941 roku - wspomina br. Iwo Achtelik. - Brat Hieronim Wierzba uratował od rozstrzelania przez gestapowców Żyda, który został następnie przywieziony furmanką do Niepokalanowa. Wycieńczony z głodu, zawszony, był w stanie agonalnym, ledwie zdolny wypowiedzieć słowo. Po wykąpaniu, ubraniu w czystą bieliznę ułożyliśmy go w łóżku. Usługiwałem mu, karmiłem go wraz z braćmi Hieronimem i Tymoteuszem. Gdyśmy go nieco odżywili, opowiadał, że pochodzi z Sochaczewa; miał około 35 lat, był z zawodu szewcem. W listopadzie 1940 roku zgłosił się do naszej furty Żyd o nazwisku Wiesenthal i prosił mnie, żebym przedstawił jego prośbę o. Maksymilianowi. Chciał, by mu pozwolono zamieszkać wraz z żoną, Polką, na terenie Niepokalanowa i w ten sposób ukryć się przed Niemcami. Sprawę przedstawiłem o. Maksymilianowi. Ojciec się zgodził, polecił wszystko przygotować i zawiadomić zainteresowanego. Państwo Wiesenthal mieszkali w Niepokalanowie jedenaście miesięcy. Klasztor ich utrzymywał. W dniu 14 października 1941 przyjechali gestapowcy i aresztowali 7 braci i Wiesenthala, zabrali wszystkich do więzienia w Warszawie. Po pewnym czasie otrzymaliśmy wiadomość od Wiesenthala, że znajduje się w więzieniu w Łowiczu i prosi o przysłanie żywności. Br. Longin Chalciński co miesiąc dowoził mu paczki. W maju 1942 roku przyszła wiadomość, że Wiesenthal nie żyje. Od sierpnia 1944 roku mieszkało w Paprotni trzech Żydów: dwóch starszych wiekiem, jeden młodszy z córką. Starszy pracował w miejscowym RGO (Rada Główna Opiekuńcza) w Paprotni, młodszy był zaangażowany w charakterze biuralisty i tłumacza w Ortskomandzie, które mieściło się w jednym z budynków klasztornych. Niemcy coraz bardziej tropili Żydów, a oni błagali, aby ich ratować, ukryć gdzieś. W Niepokalanowie była legalna organizacja RGO zajmująca się opieką nad ubogimi. Do tej rady przyjmowaliśmy Żydów, aby zacierać ślady, nie dopuszczać podejrzeń i dać im jakieś możliwośc
Kanonizacja w Kościele rzymskokatolickim nie jest łatwym procesem. Kandydat musi mieć opinię świętości.
Nie wcześniej niż 5 lat po śmierci kandydata biskup diecezji wszczyna dochodzenie prawne. Biskup powołuje Trybunał, który bada dowody i zeznania zarówno tych, którzy uważają daną osobę za świętą, jak i tych, którzy mają co do tego zastrzeżenia.
Kluczowym elementem jest stwierdzenie, czy Bóg udzielił jakiejś szczególnej łaski lub wydarzył się cud za wstawiennictwem kandydata na świętego. Bada się dokładne pisma kandydata, aby sprawdzić czystość doktryny – czy nie ma niczego sprzecznego z wiarą i nauczaniem Kościoła.
Wszystkie te informacje są gromadzone, a następnie transumpt - dokładna ich kopia, należycie uwierzytelniona i zapieczętowana - jest przedkładana do watykańskiej Kongregacji ds. kanonizacyjnych.
Kiedy sprawa zostanie zaakceptowana przez Kongregację, przeprowadzane jest dalsze dochodzenie. Wyznacza się postulatora, który kontynuuje zbieranie informacji oraz przedstawia i omawia sprawę z sędziami Trybunału.
Jeśli kandydat został uznany za męczennika, Kongregacja ustala, czy umarł za wiarę i czy rzeczywiście ofiarował swoje życie, ponieważ był chrześcijaninem. W innych przypadkach Kongregacja sprawdza, czy kandydat kierował się głęboką miłością do bliźniego i czy praktykował cnoty wiary, nadziei i miłości w heroicznym stopniu doskonałości, aby można było go uznać za godnego do naśladowania. W trakcie śledztwa generalny propagator wiary (tzw. adwokat diabła) zgłasza zastrzeżenia i wątpliwości, które muszą zostać rozwiązane. W tym czasie postulator opracowuje tzw. positio, obejmujące biografię, brief prawniczy i stanowisko naukowe.
Następnie positio jest przedstawiane komisji złożonej z dziewięciu teologów, którzy badają sprawę i głosują, czy dana osoba rzeczywiście wykazała się "heroicznością cnót" - teologalnych (boskich): wiarą, nadzieją, miłością (miłością do Boga i miłość do wszystkich ludzi), a także kardynalnych (głównych): roztropnością, sprawiedliwością, umniarkowaniem i męstwem.
Jeśli nie uda się bez żadnych wątpliwości uzasadnić choćby jednej z nich, kandydat zostaje odrzucony. Sześć pozytywnych głosów decyduje o przekazaniu sprawy do zgromadzenia biskupów i kardynałów. Dwie trzecie głosów pozytywnych przekazuje sprawę papieżowi, który ją osobiście rozpatruje. Jeżeli papież uzna, że kandydat żył w sposób heroiczny, ogłasza go "czcigodnym".
Następnym krokiem jest beatyfikacja. Męczennik może zostać beatyfikowany i ogłoszony "błogosławionym" na mocy samego męczeństwa. W przeciwnym razie kandydatowi należy przypisać uwierzytelniony cud, dokonany za jego wstawiennictwem. Po beatyfikacji błogosławiony może być czczony, ale z ograniczeniem do miasta, diecezji, regionu lub danej rodziny zakonnej. W związku z tym papież zezwala na specjalną modlitwę, teksty mszalne lub odpowiednie modlitwy brewiarzowe ku czci błogosławionego.
Po beatyfikacji może nastąpić kanonizacja. Aby to było możliwe, potrzebne jest dalsze dochodzenie dot. działalności błogosławionego. Kiedy papież dokonuje kanonizacji, podejmuje nieodwołalną, wiążącą decyzję dla całego Kościoła powszechnego, a w kwestii wiary i moralności przedstawia i ogłasza tą osobę jako godną powszechnej czci wiernych na całym świecie. Dlatego istnieje cały ten szczegółowy i żmudny proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny, by nie było żadnych wątpliwości, że osoba kanonizowana jest ważnym przykładem do naśladowania.
30 stycznia 1969 r. papież Paweł VI stwierdził, że Ojciec Maksymilian Maria Kolbe cechował się wszystkimi cnotami w stopniu heroicznym przez całe swoje życie, wobec czego godny jest tytułu "Czcigodny". Istnieje ogromna liczba udokumentowanych łask, otrzymanych za jego wstawiennictwem, obejmujące lata 1946-1982. Dwa zbadane cudowne uzdrowienia zostały potwierdzone przez papieża Pawła VI 14 czerwca 1971 r., co otworzyło drogę do jego beatyfikacji, ogłoszonej 17 października 1971 r. w bazylice św. Piotra w Rzymie. Ojciec Kolbe został beatyfikowany jako wyznawca, nie jako męczennik.
Jednym z potwierzonych przez papieża Pawła VI cudów jest wydarzenie, do którego doszło w lipcu 1948 r. Angela Testoni umierała, nie mając ze strony lekarzy nawet najmniejszej nadziei na wyleczenie, a dzięki modlitwie za wstawiennictwem Ojca Kolbego została w niewytłumaczalny sposób uzdrowiona z gruźlicy jelit. Drugim było wydarzenie z sierpnia 1950 r., kiedy to umierający Franciszek Ranier w cudowny sposób został uzdrowiony ze zwapnienia tętnic i sklerozy.
Ojciec Maksymilian był pierwszą osobą w historii Kościoła katolickiego beatyfikowaną przez papieża. Ojciec Święty Paweł VI uważał bowiem Ojca Kolbego za tak ważny wzór do naśladowania, że chciał go osobiście beatyfikować. Ten papież wcześniej, w 1963 r., podpisał dekret Soboru Watykańskiego II Nostra aetate, stanowiący kluczowy krok w kierunku dobrych relacji między Kościołem katolickim a judaizmem, wzywający wszystkich wierzących w Chrystusa, aby potępiili wszelkie "akty nienawiści, prześladowania, przejawy antysemityzmu, które kiedykolwiek i przez kogokolwiek kierowane były przeciw Żydom" (Nostra aetate).
Natomiast papież Jan Paweł II, który kanonizował Ojca Maksymiliana jako Męczennika Miłości w 1982 r., przez cały swój pontyfikat pilnie pracował nad poprawą stosunków między Kościołem rzymskokatolickim a judaizmem. Budował więzi ze społecznością żydowską, nazywając naród żydowski "starszymi braćmi w wierze". Ci dwaj, dziś już kanonizowani i święci papieże (Paweł VI i Jan Paweł II), byli absolutnie pewni wzorowego charakteru miłości Ojca Maksymiliana do Boga i wszystkich ludzi, w przeciwnym razie aktem beatyfikacji i kanonizacji Ojca Kolbego postąpiliby wbrew własnym przekonaniom i nauczaniu.
Nienawiść jest wolnym aktem wyboru, przez który ktoś lub coś jest traktowane z niechęcią i wrogością. Osobista nienawiść do Boga jest grzechem ciężkim, ponieważ jest sprzeczna z Bożą sprawiedliwością. Inną formą nienawiści i wrogości jest złorzeczenie Bogu. Taka nienawiść jest z natury diabelska i jest najcięższym ze wszystkich grzechów, ponieważ zbliża się do wrogości, którą złe duchy mają przeciwko Bogu. Osobista nienawiść do człowieka jest bezpośrednim przeciwieństwem cnoty miłości. I jak miłość inspiruje osobę do życzenia dobra drugiemu, tak nienawiść wzbudza pragnienie wyrządzenia krzywdy lub zła znienawidzonej osobie, która jest odbierana nie jako źródło możliwego dobra, ale właśnie jako źródło zła.
"A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście byli dziećmi Ojca waszego, który jest w niebie" (Mt 5,43). "Jeśli kto mówi: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidzi, kłamcą jest; kto bowiem nie miłuje brata swego, którego widział, nie może miłować Boga, którego nie widział" (1 J 4,20).
Nie pamiętam tego dnia – pisze Stemler – bo pamiętało się tylko najważniejsze dni, np. datę wybicia zęba czy złamania żebra, ale to był koniec lipca 1941 r. Znaleźliśmy się z Ojcem Kolbem na bloku 20, przeznaczonym dla chorych. Leżał na dolnej pryczy, przy drzwiach prowadzących do sali szpitalnej. Przydzielono mi łóżko po drugiej stronie tej samej kolumny trzypiętrowych pryczy, obok ciężko chorego działacza PPS, nieżyjącego już Norberta Barlickiego. O obecności Ojca Kolbego na sali chorych poinformował mnie mecenas Jan Pożarski, radca prawny Związku Dziennikarzy i Wydawców Czasopism. O zmierzchu doczołgałem się do pryczy Ojca Kolbego. Było to smutne powitanie, zamieniliśmy kilka słów o horrorze krematorium. Potem zamilkliśmy. Spojrzałem na wynędzniałą twarz, trudną do rozpoznania bez brody. Rozpalone oczy wskazywało na gorączkę. Nie chciałam mu przeszkadzać. Ale tak bardzo chciałam z nim porozmawiać. Zachęcił mnie i wyspowiadałem się. To, co powiedziałem, było pełne goryczy i buntu. Chciałem żyć. To, co mi powiedział, było głębokie i proste. Cechuje nas przede wszystkim wiara w zwycięstwo Dobra. Nienawiść nie jest siłą twórczą. Siłą twórczą jest miłość – wyszeptał ściskając moją rękę swą rozpaloną dłonią. Te cierpienia nas nie pokonają. One po prostu przeminą i nas wzmocnią. Musimy dokonać tych wielkich poświęceń, ofiarować nasze cierpienia za szczęście i pokój życia wszystkich, którzy przyjdą po nas. Ściskał moją dłoń coraz mocniej, a jego szeptem wypowiadane słowa o wszechmocy i miłosierdziu Boga dodawały mi otuchy i przywracały siły.