Maksymilian już nie powróci...
Kolejnym ciosem w serce braci była wiadomość o śmierci ich ukochanego Ojca Maksymiliana, którą dostarczył Ojciec Pius Bartosik z obozu koncentracyjnego Auschwitz pod koniec sierpnia 1941 r. Teraz naprawdę znikła nadzieja na powrót Ojca Maksymiliana i na odtworzenie Niepokalanowa w jego dawnej świetności. Smutek jednak szybko zamienił się w wiarę, że Niepokalana nie opuściła i nie opuści swego Grodu. W sercach braci pojawiła się myśl, że śmierć Ojca Kolbego nie była taka zwykła, że coś musiało się wydarzyć. Przeczuwając to, wszyscy, jakby na komendę, zaczęli zbierać pamiątki po Ojcu Maksymilianie. W tym trudnym, wojennym czasie, nie było to łatwe, ale przekonanie o świętości Założyciela zdopingowało każdego. Brat Innocenty również, jak niektórzy inni bracia, zajmował się pieczołowitym gromadzeniem wszelkich pamiątek związanych z Ojcem Kolbe.
"W końcu sierpnia otrzymaliśmy list z Oświęcimia od o. Piusa Bartosika, zastępcy Ojca Maksymiliana, w którym dał takie zdanie: Wielkie wrażenie zrobiła na mnie śmierć Ojca Maksymiliana. To była pierwsza wiadomość, że nie żyje. Bolesne wrażenie, jakie odczuliśmy na wiadomość o aresztowaniu, teraz ta wiadomość była jeszcze bardziej bolesna i głębsza. Ale jednak wśród braci powstała myśl: Teraz musimy tym bardziej wszystko po nim zebrać. I jeszcze bardziej to, czego nas uczył sobie cenić i przechować, przekazać dalej. Chociaż ciągle były zagrożenia, że Niemcy nas zlikwidują, że tu nic nie zostanie, to jednak usiłowaliśmy wszystko zbierać, kompletować, przepisywać, by nic nie zaginęło. I stąd udało się prawie wszystkie jego pisma, jego przemówienia zebrać, spisać w całość i to posłużyło jako materiał do kanonizacji, do beatyfikacji i kanonizacji. Tak, że nawet papież Paweł VI powiedział: Chyba rzadko który święty ma tak bogatą dokumentację, jak Ojciec Maksymilian".
Śmierć Ojca Maksymiliana nas mobilizowała, była dla nas tą jakąś podnietą i siłą. Nie odczuwaliśmy też, myśmy nawet jeszcze nie wiedzieli o jego śmierci: koniec, bo wtedy w Niepokalanowie było ciężko, z różnych przyczyn, zewnętrznych, bo i głód, i ciągłe zagrożenie, i jakaś perspektywa bardzo krótka, ciemna, bo Niemcy ciągle zagrażali... A jednak jakaś pewność, jakaś nadzieja, że Maryja Niepokalana zwycięży, że Ona swego Niepokalanowa nie wyda na pastwę Niemcom. Ona potrafi go przeprowadzić do zwycięstwa
Jeszcze bardziej wymowna stała się całodzienna adoracja Najśw. Sakramentu oraz zwracanie uwagi na osobistą świętość i na formację młodszego pokolenia zakonników. Brat Innocenty należał już do profesów wieczystych, więc przykładne życie i praca była dla niego ważnym zadaniem. Wszystko to dla Niepokalanej i z myślą o Ojcu Maksymilianie. Okazji do przykładu dostarczało codzienne życie, potrzeba świadczenia miłości bliźniemu. W tym czasie Brat razem z br. Bonusem opiekował się ciężko chorym o. Szymonem Łasiem [...], zwanym dobrotliwie "Dziadkiem". Pełnił też obowiązki furtiana, co było zarezerwowane dla szczególnie porządnych braci, a było ich w czasie wojny już ponad 140 [...]. Drugim zajęciem była praca w Magazynie ogólnym dla braci z klasztoru i produkcja koronek franciszkańskich.
Ciekawe jest świadectwo o. Władysława Ryguły o czasie bombardowania Niepokalanowa przez lotnictwo rosyjskie, które zadało największe straty.
Byłem w szkole w Paprotni, gdzie mnie powiadomiono, że Niepokalanów bombardują Rosjanie. Był styczeń, wszystko zamarznięte, biegłem z uczennicą do Niepokalanowa. Gdy weszliśmy na drogę na wprost Niepokalanowa, widzę dwa samoloty, od których odpadają pociski... Sam skierowałem kroki do Kaplicy, z której spadła wieża, w rowie leżała zabita kobieta - wszedłem do środka Kaplicy wypełnionej kurzem. Zobaczyłem czterech braci, którzy adorowali Pana Jezusa. Powiedziałem - natychmiast wyjść na klasztor. Wśród tych czterech braci ujrzałem Brata Innocentego. Widać było ich zakurzenie pyłem, ale i przestrach, lecz sami nie zdobyli się, by opuścić Pana Jezusa zakrytego w tabernakulum, którego adorowali. Bracia natychmiast wyszli. Był to ostatni akord drugiej wojny, ale nie zakończenie walki z Niepokalanowem, którego oszczędzili niemieccy żołnierze pozostawieni do jego całkowitej likwidacji. Niemcy zgrzytali zębami: jeszcze dwa dni tylko tu możecie być. Jeszcze tylko dzień. Zostawili oddział wojska - nie ma tu zostać ani śladu. Wszystko ma być zniszczone. I my nie możemy tu zostać. Jednak: ich nie ma, Niepokalanów został. Ten oddział wojska po zniszczeniu stacji, przyszli do nas, że nie będą niszczyć i czekali, aż front przejdzie - w schronie czekali.