MARYJA!

Gdy wypełniły się dni...

Gdy wypełniły się dni...


Dobry Bóg z miłością spojrzał na dwoje pobożnych ludzi, którzy zawarli w 1905 r. sakrament małżeństwa. Byli to prości, pobożni i dobrzy, pracowici, uczciwi i życzliwi dla wszystkich młodzi ludzie: Rozalia z domu Madetko i Wawrzyniec Wójcik. Zaraz po zawarciu małżeństwa zamieszkali w wynajętym domu w Słaboszowie, powiat Miechów, gdzie przyszły na świat ich dzieci: siedmiu synów Stanisław, Jan, Franciszek, Józef, Eugeniusz, Roman, Henryk i jedna córka Maria. Rodzice Dzierżawili pole daleko pod rzemiędzkim lasem. Warunki były trudne, praca bardzo ciężka, dzieci małe. Ojciec zarabiał na utrzymanie rodziny jako cieśla. Matka zajmowała się gospodarstwem i wychowaniem dzieci.

Późniejszy Br. Innocenty urodził się 30 listopada 1918 r. i następnego dnia, 1 grudnia, otrzymał na chrzcie świętym imię Eugeniusz. [...]

W 1921 r. rodzina Wójcików zamieszkała we wsi Płużki. Wawrzyniec i Rozalia kupili działkę i pięć mórg pola z majątku Buszków. Tu stopniowo wybudowali dom i urządzili gospodarstwo. Prowadzili ubogie i skromne życie.

Rodzice byli bardzo religijni i swoje dzieci wychowywali w głębokiej wierze. Wyrazem tej wiary była wspólna modlitwa. W niedzielne i świąteczne poranki śpiewali Godzinki do Najświętszej Maryi Panny, a po południu Nieszpory. W Wielkim Poście rano śpiewali Godzinki o Męce Pańskiej, a po południu Gorzkie Żale. Br. Innocenty wyznaje: Tatuś nasz był dobrze uświadomiony pod względem religijnym. Miał też odpowiednie książki w języku polskim i łacińskim, bo znał ten język. Pamiętam, po powrocie z Rezurekcji, w domu wyjaśniał chłopakom ceremonie i znaczenie oraz całą liturgię wielkanocną. Eugeniusz od najmłodszych lat uważnie obserwował i wsłuchiwał się we wspólną modlitwę różańcową i wieczorną. Zachęcony przykładem matki długo modlił się klęcząc na obydwóch kolanach przy rannym i wieczornym pacierzu.

Był posłuszny wobec rodziców i starszego rodzeństwa. Od dzieciństwa cechował go spokój i opanowanie.

Wydaje się, że szczególnie duży wpływ na Eugeniusza wywierał jego ojciec. Bogate i głębokie wspomnienia o swoim wspaniałym ojcu syn zachował na długie lata. Z najmłodszego dzieciństwa pamiętam niektóre wydarzenia. Wieczorem, gdy Mamusia krzątała się koło kuchni, brał jednego z najmłodszych na kolana i pięknie opowiadał, lub recytował ładne wierszyki. Dotąd pamiętam jak uczył mię ministrantury. Z wierszy przypominam sobie jeden o małej kózce, która dobrze miała ze stadem, ale chciała swobody i niezależności.

Tatuś nasz był mężczyzną przystojnym, średniego wzrostu, twarz miła, rumiana, wąsiki ładne, podkręcane według dawnej mody, włosy ciemne na bok czesane. Chód miał lekki. Ubierał się poważnie w ciemny garnitur i ciemny płaszcz. W lecie nosił kapelusz, a w zimie barankową czapkę.

Był towarzyski, uczynny dla innych, wesoły i zarazem poważny. Z jego ust nie słyszeliśmy przekleństwa, zemsty, brzydkiego słowa lub nieodpowiednich żartów. Tych rzeczy nie było nawet w jego towarzystwie, gdy do nas przychodzili sąsiedzi i znajomi.

Tatuś nasz był człowiekiem mądrym, statecznym, dobrym katolikiem i Polakiem. Był dobrym ojcem, wychowawcą i nauczycielem naszej rodziny. Był nerwowy i nieraz naszymi psotami sprawialiśmy mu taki ból, że odkładał łyżkę i nie mógł kończyć obiadu, lub przerywał pracę i patrzył z bólem na winowajców.

Do tatusia schodzili się sąsiedzi na pogawędki i czytanie gazet. Bywało to szczególnie w niedziele po południu i długie wieczory zimowe... Od najmłodszych lat uczył nas pracować, oszczędzać i szanować rzeczy, a szczególnie człowieka. Mimo, że w domu było ciasno, ale gdy przyszedł podróżny, żebrak, czy ktokolwiek przyjmował go gościnnie, czym chata bogata. Darzył kolacją i noclegiem. Nie pamiętam, by ktoś był odprawiony bez wsparcia, czy noclegu. Uczył nas porządku i kazał zbierać nawet ziarnka grochu rozrzucone, by się nie zmarnowały, kłosy na ściernisku we żniwa, czy drewno na podwórku. Nie wymagał od nas za dużo, ale nie pozwolił próżnować. Każda rzecz musiała być na swoim miejscu. Lubiliśmy pracować z Tatusiem. Nasz dom i całe gospodarstwo, chociaż ubogie, było miłe i ładne.

Tatuś wiele cierpiał na jakąś chorobę. Może były to wrzody na żołądku? Leczył się u wielu lekarzy. Używał rozmaitych leków, również i zagranicznych, ale stan zdrowia coraz bardziej się pogarszał. Kosztowało to dużo pieniędzy i dlatego w domu była bieda. Podczas lata Tatuś jeszcze pracował, ale gdy przyszła zima często leżał w łóżku. Gdy mógł coś robić, to nie siedział bezczynnie. Wyplatał koszyki, beczki ze słomy na zboże, robił balie i różne narzędzia potrzebne w gospodarstwie. O wszystkim na czas pomyślał, tak, że gdy przyszła pora pracy wszystkie narzędzia czekały gotowe do użytku.

Przykład ojca jako dobrego człowieka, gospodarza oraz przykładnego i aktywnego katolika rodził u późniejszego Brata zakonnego bardzo mocne postanowienie i był pierwszym nauczycielem porządku, pracy i troski o dobro wspólne oraz pomocy każdemu człowiekowi.

Od samego dzieciństwa jednak Eugeniusz był zainteresowany czymś więcej niż tylko normalnym chłopskim życiem i pracą w gospodarstwie. Tak zaświadcza jego rodzony brat Franciszek: Innocenty mój brat jest piątym synem w rodzinie naszej. Jeśli chodzi o brata Innocentego i jego dzieciństwo to pamiętam, że on z całej naszej rodziny wyróżniał się tym: że my pozostali łobuzowaliśmy, a Innocenty zawsze robił, krzyżyki, kapliczki z papieru, malował różne figurki świętych. Wyróżniał się pobożnością.

ZWIĄZEK
MSZALNY

Każdy może zamówić intencję, która będzie dołączona do Związku Mszalnego, czyli Mszy zbiorowej sprawowanej przez 365 dni w Niepokalanowie.

ZAMÓW

PRZEKAŻ
DAROWIZNĘ

Niepokalanów pragnie kontynuować dzieło św. Maksymiliana. Każdy może wspomóc realizację tego zadania i misji.

WESPRZYJ

MOZAIKA
MĘCZENNIKÓW

Prosimy o finansową pomoc w realizacji tego dzieła.

PRZEKAŻ